houk
 
powrot

"Odnalazłem Jezusa"


   - Tytuł waszej ostatniej płyty brzmi "Generation X", co dla was oznacza ten tytuł?
  - Na płycie znajduje się numer zatytułowany "Generation X", jest numerem zadedykowanym Kurtowi Cabainowi, który jest jednym z głównych przedstawicieli tej generacji. Myślę, że generacja X są to ludzie w jakiś sposób pozbawieni korzeni, tożsamości, znajdujący się poza tradycją, którą stworzyli ich rodzice. Z drugiej jednak strony, poszukujący często jak ćmy i na przykład Kurt się spalił. Oprócz tego jest to także grupa ludzi, którzy za bardzo nie wiedzą, kim są. Do wszystkiego mają podejście bardzo cyniczne!

   - Czyli do wiary pewnie też. Co byś powiedział takim młodym ludziom, którzy nie mogą odnaleźć się do końca w swojej wierze?
  - Ja mogę powiedzieć, że nie wierzyłem w Boga. Byłem wychowany w rodzinie ateistycznej, ale miałem w sercu jakąś pustkę, którą starałem się zapełnić na każdy możliwy sposób. Począwszy od książek.
   Ale zauważyłem, że im więcej czytałem książek, tym więcej miałem pytań i zero odpowiedzi. Zacząłem szukać tych odpowiedzi w alkoholu, narkotykach. Zauważyłem jednak, że są to tylko takie protezy szczęścia i wolności. Wielu młodych ludzi uważa, że narkotyki dają wolność. Ktoś jednak powiedział ładnie: branie narkotyków jest jak próba przejścia po linie z dachu jednego wieżowca na drugi. Może się to komuś udać, ale szanse wyjścia z tego cało są nikłe! Na przykład mi się udało, ale to dzięki Bogu. Ja mogę powiedzieć, że jest Bóg na podstawie faktów z mojego życia. Paliłem dziewięć lat marihuanę i skończyłem z tym w ciągu jednego dnia. Nie wierzę, że jest to zasługą mnie samego, gdyż ja zawsze miałem za słabą wolę do takich rzeczy. Poza tym piłem i już nie piję. Nie mówię oczywiście, że jestem jakimś chodzącym ideałem.
   Dopiero kiedy wszedłem na drogę wiary, to zdałem sobie sprawę, jak bardzo jestem zniewolony. Kiedy wydawało mi się, jako anarchiście, punkowi, że jestem człowiekiem cholernie wolnym. Czułem, że jestem ponad społeczeństwem, a społeczeństwo to jakaś czarna masa, która pozwala sobą manipulować, a ja jestem ponad tym! I dopiero Jezus pokazał mi, że byłem niewolnikiem największego tyrana, jaki może być - siebie samego, swojego ego, swoich projekcji i iluzji. Po prostu moje ego siedziało na mnie okrakiem i popędzało mnie biczykiem, w tak perfidny sposób, że ja myślałem, iż to wszystko to są moje pomysły! Teraz dopiero widzę, jakim jestem egoistą, jaki jestem żądny chwały i jak bardzo pragnę swojego dobra. Oczywiście można powiedzieć, że w końcu nie jestem taki zły, bo weźmy chociażby Hitlera. Ale to nie na tym polega. Teraz nie uważam, że jestem lepszy od kogokolwiek jako chrześcijanin. Nie boję się jednak stanąć w prawdzie. Dla mnie chrześcijaśtwo jest znakiem sprzeciwu i tak jak rzeka płynie z prądem, tak ja staram się płynąć pod prąd do źródła. Źródłem jest Bóg i myślę, że z prądem płyną trupy i wszystkie śmieci świata. Czym bliżej ujścia, tym jest gorzej.

   - A czym jest dla ciebie miłość?
  - Wydawało mi się kiedyś, że doskonale wiem, czym jest miłość. Mam żonę, którą bardzo kocham, mam dzieci, które są dla mnie najważniejsze i nie wyobrażam sobie, że miałbym to wszystko zostawić. Ale wydaje mi się, że jest jeszcze taka miłość, jakiej nie może dać żaden człowiek, a tą miłością jest Bóg. Uważam, że nie ma sensu mówić o tym i obrzydzić ludziom zła! Należy swoim życiem pokazać, że jedyną drogą jest dobro. Trzeba skupić się na własnych czynach i zrozumieć, iż szczęście można osiągnąć tylko poprzez dobro

   - Ale przecież każdy ma swoje pojęcie dobra. Dla każdego jest ono czymś innym!
  - Wiem i dlatego mówię teraz o sobie. Dla mnie dobrem jest to, iż znalazłem miłość Boga. To jest dla mnie jedyna rzecz, jaką mogę pokazywać. Co z tego, że powiem, iż narkotyki są złe i zabiły tylu ludzi. Jest to chybiony sposób. Każdy musi odkrywać swój złoty środek! Ja nie chcę niczego nakazywać, bo moralizatorstwo może prędzej człowieka zabić, niż mu pomóc. Bo jeżeli ktoś nie czuje zła, to nie zaakceptuje żadnych uwag. Wolę pokazać swoim życiem, że jest Bóg, który mnie kocha i innych także kocha.

   - Jednak w wielu przypadkach, nawet jeśli ktoś mocno wierzy, nadchodzi moment zwątpienia. I co wtedy?
  - Myślę, że nie ma jednej recepty dla wszystkich. Są ludzie, którzy pewne rzeczy muszą doświadczyć na sobie samych. Muszą upaść na dno, aby później móc się podnieść!

   - Jednak niektórym nie udaje się podnieść!
  - Tak, gdyż samemu nie można wstać. W tym może pomóc tylko Bóg. On przychodzi i pomaga każdemu, nikogo nie potępia. Jedyną barierą jest pycha. Każdy z nas musi uznać, co jest bardzo trudne, że tak naprawdę sam nie potrafi się zmienić. Trzeba zrozumieć, że jesteśmy słabi i tak naprawdę potrzebujemy pomocy, której nie może dać żaden człowiek. Ja to zrozumiałem. To było złamanie mojej pychy. Zawsze zgrywałem się na kogoś samodzielnego, ale okazało się, że musiałem upaść, aby Bóg mógł mnie podnieść. Gdybym nigdy nie upadł, to pewnie bym Boga nie potrzebował, bo Bóg może przyjść tylko do pokornego serca. Sam to nam pokazał, rodząc się jako biedne dziecko i umierając na krzyżu. Nie wiem, czy ma sens mówienie o tym, gdyż ludzie mają dosyć słów. Wolą patrzeć na to, co ktoś robi, bo każdy może mówić, co chce, a niewiele robić.

Rozmawiały
Wisłomira Nicieja
Maja Pelc
Justyna Szczepańska

Nowości na stronie
Skad zespołu
Historia
Wywiady i recenzje
Teksty utworów
Fotografie
Audio i wideo
Koncerty
Linki
Maleo Reeggae Rockers
Tabulatury
Kontakt
Ksiega gosci
Statystyki