Z Darkiem Malejonkiem, charyzmatycznym liderem Houku i muzykiem Izraela rozmawiałem
podczas minionego festiwalu na molu, w piątkowe popołudnie, zaraz po próbie jego kapeli.
— Jak Houkowi grało się w Jarocinie, a jak w Sopocie w tym roku?
— Nie da się tego porównać, inna jest publika, atmosfera. W Jarocinie byliśmy
super przyjęci, ale nie był to nasz najlepszy koncert. Tutaj, w Sopocie, graliśmy
bardzo dobrze. Jarocin był bardzo smutny w tym roku, a tu jest haj, nie ma sprzedawania
piwa nie ma zadym.
— Jak oceniasz pracę ochrony na molu?
— W czasie koncertu Houka, po skoku w tłum złapało mnie dwóch gości. Nie była to
agresja z ich strony, lecz nadgorliwość. Zachowywali się jak... nie wiem... jacyś
urzędnicy.
— Co sądzisz o planach Marlboro Music zrobienia w Sopocie
festiwalu na miąrę duńskiego Rosskilde czy angielskiego Reading?
— Tylko przyklasnąć. Wydaje mi się, że lepiej byłoby zrobić to w Żarnowcu, jest
tam więcej miejsca. Chociaż Sopot ma też duże możliwości. W tym roku nie było przy
scenie tego wybiegu, fontanny, ogródka. Jest o wiele lepszy kontakt z publicznością.
A może takie festiwale zrobić w dwóch miejscach?
— Czy widziałeś występy gwiazd: Radiohead i Afghan Whigs?
— Nie oglądałem Radiohead. Moim zdaniem Afghan Whigs jest troszeczkę przereklamowany.
Na amerkańskiej scenie są oryginalni, bo grają bardzo europejską muzykę. Słyszę w tym
Killing Joke, U2, Beatlesów, New Model Army i jeszcze parę innych kapel brytyjskich.
Wolałbym obejrzeć np. Killing Joke niż Afghan Whigs, ale oczywiście grają fajnie.
Nie jest to czołowy zespół wytwórni Sub Pop. Nie powalił mnie ten koncert.
— Czy w Jarocinie zauważyłeś jakąś szczególnie interesującą
kapelę?
— Mało oglądałem koncerty. Z tego co widziałem, to fajną sprawą jest Puzzle
z 12-letnim gitarzystą i wokalistą. Jeżeli koleś się nie zmarnuje, może być dobry.
Z moich ulubionych kapel fajny koncert zagrała Ahimsa.
— Wiem, że 16 sierpnia widziałeś Biohazard w Warszawie.
— Zwalili mnie z nóg. Na koncercie wyzwolili tyle energii, tyle czadu, mieli
super kontakt z ludźmi. Czuło się szczery przekaz. Szczególnie donbry jest pałker.
W głowie się nie mieści, co on robi na dwie stopy. Widać było, że jest to jedna
załoga i każdy stanowi mocny punkt. Wreszcie udało mi się przekonać, że nie są to
zwierzaki, gangsterzy, pijacy. Porozmawiałem z nimi, to bardzo uduchowieni ludzie.
Cieszę się, że są jeszcze tacy - niosący jakąś ideę. Ich przekaz można porównać
do Bad Brains. Nie używają żadnych narkotyków, jeden lekko popija sobie piwo, jeden
pali papierosy, co totalnie kontrastuje z ich image scenicznym. Od tamtego
czasu przestałem słuchać Rage Against The Machine. Jest to banda bufonów,
straszna gwiazdorka i zero kontaktu z publiką.
— Mówisz tak po ich czerwcowym koncercie na torwarze?
— Tak. Rage Against The Machine i Bio Hazard to niebo i ziemia.
— Dlaczego z Houku odszedł Robert Sadowski?
— Nie chcę o tym mówić. To są osobiste sprawy. Po prostu koleś robił kiepskie
rzeczy.
— A jak współpracuje wam się z nowym gitarzystą Arturem Affkiem??
— Coraz lepiej. Dobrze się zgrał. Ma to szaleństwo w oczach. Bałem się, że nie złapie
klimatów, np. Hendrixa. Myślę, że gdyby Jimmi słyszał jego solówkę w "I Don't Live Today"
to przybiłby mu piątkę. Artur zagrał brudne, niesamowite dźwięki.
fot. Jan Terlecki
|
— Czy wiążesz jakieś nadzieje z faktem wykupienia Izabelin Studio
przez Polygram? Hey ma być promowany w MTV...
— Zobaczymy. Nie nastawiam się na nic z góry. Możliwości są duże. Organizatorzy najbardziej
prestiżowych targów niezależnych świata, New Music Seminaries w Nowym Jorku, na którš to imprezę
nie pojechaliśmy w zeszłym roku (ze względu na brak wiz do USA - przyp. J. T.), bez żadnych
selekcji zaprosili nas ponownie. W tym roku wizy dostaliśmy, ale niestety trzy dni za późno.
Totalnie nie mamy farta do Stanów. Bardzo się cieszę, że tamci ludzie uznali nas za dobrą kapelę
i chcieli nas bez promowania przez jakąś firmę. Piotr Kaczkowski, który tam był, w swojej
korespondencji dla "trójki" mówił, że strasznie żałuje, że nie ma Houku, bo mógłby sporo
namieszać. Mam nadzieję, że wyjedziemy pod koniec września do Nowego Jorku na CMJ, festiwal
organizowany przez wszystkie rozgłośnie uniwersyteckie w Stanach. Zostaliśmy tam zaproszeni.
— Generalnie jesteś przeciwny narkotykom. Co sądzisz o tych lekkich,
jak marihuana czy haszysz?
— Sama marihuana może nie szkodzić, ale z tego wo widzę, dla wielu ludzi staje się ona
pomostem do tych twardszych narkotyków. Nie wystarcza im i szukają mocniejszych wrażeń.
Marihuana może powodować depresje, szczególnie u osób słabych psychicznie. Dla mnie jedynym
i najmocniejszym narkotykiem jest muzyka, koncerty, na których wyzwala się potężna energia.
Cały czas chcę grać koncerty klubowe, gdzie ludzie przychodzą tylko dla nas. Jest kontakt
"oko w oko" i - jak to się mówi - nie ma jeńców. Płyta "Transmission Into Your Heart"
trafiła pod strzechy i mamy coraz więcej przyjaciół. Chciałbym grać wszędzie tam, gdzie
chcą nas słuchać. Gramy już w bardzo malutkich miejscowościach. Wiąże się to z o wiele
mniejszymi pieniędzmi, ale jest to moja misja życiowa. Coraz bardziej radykalizuję się
pod tym kątem i chcę to robić, chociaż może w pewnym momencie dojść do rozdźwięku z muzykami.
— Czy mógłbyś przybliżyć postać Marka Wójcickiego "Zefira",
gitarzysty, który zagrał na płycie solówkę w "Transmission Into Your Heart"?
— Jest to niemal legendarny gitarzysta, znany niestety tylko w Warszawie. Chyba
ze względu na swój słaby charakter nie był w stanie zaistnieć samodzielnie. Chcieli z nim
grać najwięksi w Polsce, ale on nie nadawał się do pracy zespołowej. Grał z Kciukiem,
z Niemenem... Na następnej płycie chcę go koniecznie. Dla mnie solówka w "Transmission
Into Your Heart" to mistrzostwo świata. Za każdym razem, gdy jej słucham, dostaję dreszczy.
— Jak wspominasz współpracę z fińskim reżyserem Miką Kaurismaką
podczas kręcenia filmu "Last Border"?
— Bardzo dobrze. Wtedy w Finlandii powstał klip do "Transmission Into Your Heart".
Będzie jeszcze drugi, drastyczniejszy, do numeru "God Bless".
— Planu Houku.
— Nowa płyta. Będzie jeszcze bardziej ostra, choć nie pozbawiona liryzmu. Już komponuję,
mam połowę materiału. Nagrywamy w studiu S-4 w listopadzie, a płyta ukaże się w styczniu lub
w lutym.
— A co planuje Izrael?
— Sporadyczne koncertowanie. Nie mamy na razie jakichś większych planów. Chyba będziemy
zbierać się do następnej płyty.
Rozmawiał: Jan Terlecki